niedziela, 18 sierpnia 2013

Darłówko- wakacyjnie

Wyjazd od samego początku zapowiadał się ciekawie, czyli Oli w nocy dostał gorączki i to wcale nie małej. Całą podróż ładowaliśmy w niego leki, a on był ledwo żywy. Nie zapomniały też o nas drgawki gorączkowe i ból gardła, a co się z tym równa nie przyjmował posiłków.Jakoś ciągle miałam przed oczami pudło leków Bogusi z jakim odwiedziła mnie w domu, nad morzem sama dysponowałam podobnym.
Pierwszego dnia morze było spokojne , więc wejście na plaże nie stanowiło problemu, choć gdzieś z tyłu głowy Oli wolał grać na cymbergajach :). Co dzień też odwiedzaliśmy przepyszne stoisko z gorfami, oj w całym Darłówku tylko w tym jednym robili je tak fenomenalnie.
Jednak drugiego dnia pogoda się zepsuła, lało i tak było kolejne trzy dni. Morze było wzburzone, fale silne,a co za tym idzie hałas był nie mały. Wejście na plaże poskutkowało rzucaniem, płaczem i krzykiem " mamo nie chce". Odpuściliśmy , poszłam sama z Mają. Jednak następnego dnia już nie odpuściłam, stwierdziłam, że tak być nie może, weszliśmy na siłę, wzbudzając nie lada sensacje. Robert na biegu rozkładał parawany, aby ochronić go od powiewów wiatru, bo tego Oluś nie znosi. Zostałam w złości oblana lodem z wielką premedytacją, pierwszy raz podjął próbę ugryzienia. Ale po kilku minutach się wyciszył. Od tej pory pokochał plażę, bo kąpiele w morzu to normalka.
Jednak plaża nie służyła u nas jak u wielu do leżenia, my musieliśmy chodzić kilometrami. I tu dochodzę do wniosku, że nasz Jaś wędrowniczek ma nature mamy, nie nadaje się do leżenia, musi być aktywny i żadne kopanie w piasku go nie przekona. Za rok raczej odpuścimy sobie wyjazd nad morze to nie dla nas.
W międzyczasie rozchorowała nam sie również Maja, ale jej podobnie jak Olkowi pomagały kąpiele w morzu i gorączka odeszła w nie pamięć ;) normalnie nowy lek na gorączkę.
Oli miał także swoją ulubioną knajpę, nie powiem wykwintną, ale za to i ceny były odpowiednie ;) ma synek gust :) pizze mieli tam prawdziwą włoską, a pizzerman tak wywijał ciastem, że długo będę jeszcze w szoku.
Maja nie próżnowała do domu przywiozla wielki balon i puzzle z Minnie, nowe sandałki z Peppą i trampeczki, klocki, maskotke My little pony, gniotka, wiatrak, a Oli nie wołał nic :) wręcz sama namawiałam go na coś, ale ciuchci Tomka to tam nie mieli .
Maja zabrała torbę ciuchów i butów wielkości babci, co lepsze z butów miała 3 pary sandałek, dwie trampek, chodaczki, dwie pary adidasów i myślicie, że nie założyła wszystkich?? Nic bardziej mylnego z każdej z nich skorzystała , oj wrodziło mi się dziecko w moją mame strojnisia, modnisia i mega zadbana,czyli zupełnie inna niż ja :)

Po tych wakacjach czuję się raczej zmęczona i raczej potrzebuje odpoczynku psychicznego i fizycznego,był to ciężki czas, choć i były fajne chwile i tylko te będziemy wspominać.

4 komentarze:

  1. no tak to juz jest z tymi naszymi dziecmi. Obrazek znad jeziora chlopaki starsze z tata w wodzie, Milosz biegi wolo plazy lub zjezdzalnia obok :/ Moze kiedys sie to zmieni a moze nie, ja chyba bardziej odpoczywam w domu niz poza

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety fakt jest faktem odpoczynek to jedynie w domu

    OdpowiedzUsuń
  3. to mi przypomniałaś o moim pudełku na leki - faktycznie takie pudło ze sobą przywiozłam do Was, a odjechałam z jeszcze bardziej zaopatrzonym. Nad morzem nie mieli ciuchci Tomka?? nie znają się

    OdpowiedzUsuń