No i wreszcie udało nam się dotrzeć na hipoterapię choć zimno i ma się wrażenie, że było się na końcu świata ( oj daleko mamy koszmarnie) było warto. Pani Monika bardzo miła, wyrozumiała, nie zmuszająca.
Oli jak to w nowym miejscu wystraszony, bo koń to chyba go jednak nie przeraził, koniec końców lubi duże zwierzęta.
Laura bo tak nazywa się nasza nowa terapeutka dzielnie znosiła ciężar Oliwka i mamy, bo niestety Oli sam wsiąść się nie zdecydował. Myślę, że bał się, że go zostawie. To raczej ja jazdą byłam przerażona w końcu to był mój pierwszy raz i w dodatku miałam trzymać jeszcze Oliwka :)
Wykonał kilka poleceń pogłaskał konia, rzucał jadąc na Laurze piłkę do Pani Moniki, złapał grzywę, ale czesać już nie chciał, o przytuleniu też nie było mowy.
Moim zdaniem zrobił i tak bardzo wiele i był dzielny, nie płakał, choć nie odstępował mnie na krok. Myślę, że będzie tylko lepiej.
I tyle optymizmu, bo niestety dopadł nas ból brzucha, znów siedzimy w domu i czekamy na wyrok naszej pani doktor, bo na nocnym dyżurze wysłano nas do szpitala, gdyż uwaga pani nie może skomunikować się z nie mówiącym dzieckiem :\ cóż służba zdrowia :(
Konie są super, Amelka sie jednak nie przekonała.. czekamy z Polą jeszcze rok i wsadzamy ją na konia, zobaczymy czy jej sie spodoba.
OdpowiedzUsuńA Oliwierowi zyczymy dobrej zabawy na konikach:)