Od czwartku przygotowywałam Oliwka do kolejnej wizyty u Laury, ale wyraźnie mi mówił nie. Na małym planie dnia wskazywałam mu nadal obrazek z hipoterapią, ale był nie wzruszony nie i już.
Więc cała w strachu czekałam na rozwój wypadków, spodziewałam się oporu, płaczu i kto wie czego jeszcze.
Dojechaliśmy na koniec świata nie spóźnieni :), a później to już tylko oczy ze zdumienia przecierałam.
Oli wybiegł z auta, pobiegł prosto pod stajnie i oczekiwał konia, gdy zobaczył Laure śmiał się i podskakiwał. Oto jego mina :)
Biegiem leciał za Panią Moniką na zajęcia, aż bali się, że Laura kopnie, bo podchodził jąz tyłu, więc usilnie go trzymałam.
Wsiadł na konia sam, samiuśki i jeździł uradowny, zmieniał pozycje, głaskał, całował, przytulał, bawił się grzywą. Po prostu bomba.
Na ostatnie 5 minut zaprosił mnie, chyba nie chciał abym mu zazdrościła :)
Gorąco każdemu polecam, kto może niech spróbuje tego typu zajęć, bo warto :)
no, jezdzi jak rasowy jeżdziec!! super ze tak mu sie podobało
OdpowiedzUsuńŚwietnie!!! Gratulacje
OdpowiedzUsuńSuper :) Zazdroszczę Wam tej hipoterapii. Sama bym pojeździła. A Mati uwielbia!
OdpowiedzUsuńKasia nie zazdrość podam Ci namiary jeśli chcesz :)
UsuńJa też bym sama chętnie pogalopowała, echhh :)
OdpowiedzUsuńU nas hipoterapia wciąż na liście oczekującej, ale wierzę, że w końcu się uda dopiąć grafik :)